Leżała na strychu stara,
mocno zużyta gitara.
Jej stan był wręcz opłakany,
bo, oprócz strun pozrywanych,
wytarte miała już progi,
brak kluczy dwóch stroikowych,
mostek na wpół odklejony,
z której by nie spojrzeć strony
obtarcia i zadrapania.
A chociaż już ta litania
mogłaby sprawić ból głowy,
na pudle rezonansowym
jeszcze pęknięcie widniało.
Nie dziwi więc, co się stało
z gitarą pewnego wtorku,
gdy pośród foliowych worków,
zamiast w warsztacie lutnika
stanęła obok śmietnika.
I taki finał by miała
gitary historia cała,
gdyby nie to, że wieczorem,
przypadkiem w ten właśnie wtorek
i obok tego śmietnika
wolno chodnikiem kuśtykał,
podobny do tej gitary,
mocno zużyty i stary,
mężczyzna, który coś więcej
zobaczył w tym instrumencie
niż tylko śmieć. Ten staruszek
zobaczył w gitarze… duszę.
I już jej nie mógł zostawić.
Pomyślał, że ją naprawi.
Czuł, że powinien jej pomóc.
Zabrał ją zatem do domu
gdzie, zakasawszy rękawy,
żmudnej się podjął naprawy.
Dokładnie skleił pęknięcie,
dokleił mostek, zawzięcie
każdy element szlifował,
nałożył lakier od nowa,
wymienił wszystkie trzy pary
kluczy na główce gitary,
dwadzieścia progów naliczył
wzdłuż gryfu i podstrunnicy
po otwór rezonansowy,
i każdy zmienił na nowy.
Nareszcie wyjął z pudełka
sześć strun, które na siodełkach
rozłożył w miejscach właściwych
i niczym łuków cięciwy
napinał wolno kluczami,
gitarę strojąc tym samym.
I pewnie ktoś teraz powie:
„Jaki niemądry ten człowiek!
Bo przecież taka naprawa
opłacać się nie ma prawa.
Ten czas, pieniądze, wysiłek –
nie warto poświęcać tyle
czemuś, co w rzeczywistości,
nie ma już wielkiej wartości.”
A ja, być może naiwnie,
wierzę, że jest wręcz przeciwnie –
wtedy zyskamy najwięcej,
gdy nie rozumem, lecz sercem,
słuchając głosu sumienia,
wartość będziemy oceniać.
Posłuchaj na YouTubie: Gitara