Może nie wszyscy mi uwierzycie,
że klocki trochę niegrzeczne mam,
które potrafią żyć własnym życiem.
Jak to wygląda? Opowiem Wam!
Klockami bawię się na dywanie,
bo o to proszą rodzice mnie,
lecz kiedy tylko nie patrzę na nie,
klocki po domu rozchodzą się.
Czasem wystarczy i pół godziny,
czasem potrzebne są dwie lub trzy,
aby, zupełnie bez mojej winy,
klocki z dywanu uciekły mi.
Kilka zazwyczaj wchodzi pod łóżko
i w chowanego chce ze mną grać,
kilka pod kołdrą i pod poduszką
leży gotowych do pójścia spać.
Jedne pod biurkiem szukają cienia,
inne na biurka wyłażą blat.
Zupełnie głuche na ostrzeżenia,
chociaż niejeden już z biurka spadł.
Ciemność pod szafą ich nie przeraża,
potrafią świetnie blokować drzwi,
za kaloryfer wpaść im się zdarza,
gdzie mogą siedzieć przez wiele dni.
Czasem się klocki znajdą w łazience –
proszę nie pytać mnie jak i skąd.
Może tam chodzą, żeby myć ręce.
choć… klocki raczej nie mają rąk.
Leżą w salonie, w kuchni, na schodach,
czasem aż trudno na górę wejść.
Nawet w ogrodzie gdy jest pogoda,
i jeszcze w setkach przeróżnych miejsc.
I tylko nie wiem, czy moją mamę
zdołam przekonać któregoś dnia,
że klocki robią bałagan same,
by uwierzyła, że TO NIE JA!