Rzecz o dżudo

Kiedy mówię komuś „dżudo”,
on żart rzuca: „Jak się udo”,

Ale wierz mi, nie ma z czego
śmiać się i to nie dlatego,

że dżudoka za te żarty
grzmotnie grzbietem twym o parkiet.

On ci rzeknie wręcz przyjaźnie,
by brać dżudo na poważnie,

bo korzyści, sam przyznaję,
zdrowiu bardzo duże daje.

Więc przybliżę Ci kolego,
jeśli sobie życzysz tego,

jak przebiega trening taki.
Na początku więc dzieciaki,

w swe dżudogi przyodziane
i porządnie zawiązane,

siedzą, trochę jak na grzędzie,
bardzo grzecznie w równym rzędzie,

by się skłonić przed trenerem.
Potem jest zazwyczaj berek.

Kto nie pierzchnie, dla przykładu,
musi zrobić pięć przysiadów.

Później różne są przewroty.
w przód – do przodu, w tył – z powrotem,

taki, gdzie trzeba nogami
ruszać niby nożycami.

Potem przewrót dość ciekawy:
przez bark lewy, przez bark prawy.

Jeszcze gwiazda i sprężynka
(tu uważaj przy drabinkach),

Jeszcze krzyk trenera Przemka:
„Przewrót ze stania na rękach”.

Wreszcie kończą się przewroty…
przerywając głów zawroty.

Chociaż pot już masz na twarzy,
próżno przerwa Ci się marzy,

bo już pierwszy rząd dżudoków
przygotował się do skoków.

Skipping A – bez zatrzymania
wznoś na przemian swe kolana.

Skipping C – niech twoje nogi
kurz wytrzepią z twej dżudogi.

Potem pokaż żeś nie słaby,
skacz obunóż wzorem żaby.

W końcu stań tak, jakbyś prawie
poprzedrzeźniać chciał żurawie.

A więc z jedną nogą w górze,
skacz na drugiej w przód kangurze.

Tamtą zaś wymachuj żwawo,
niczym rycerz swą buławą.

Wiem, żeś bardzo już zmęczony,
a tu jeszcze brzuszki, skłony,

krok przestawny, przeplatany,
od drabinek aż do ściany,

ruch okrężny ramionami,
jakby ptak machał skrzydłami,

później mostek swój wyprężaj,
wij się żywo tropem węża,

jeszcze dużo rozciągania…
Czyżbym słyszał narzekania?

Choć to brzmi jak stara śpiewka:
„Najważniejsza jest rozgrzewka!”

Ta jest zresztą zakończona.
Teraz przerwa zasłużona.

Tylko nie myśl młody żaku,
że masz czas leżeć w leżaku.

Zrób trzy łyki, przewiąż pasa,
trener rzuty już ogłasza.

Rzut jest dobrze wykonany,
gdy zawodnik przerzucany

przyrżnie grzbietem swym o matę.
Trener obserwuje zatem

przebieg ćwiczeń w każdej parze.
Tu doradzi, tam pokaże.

Żółtodziobom zaś cierpliwie
rzecz tłumaczy ciut wnikliwiej:

Trzymaj dobrze łokieć-kołnierz,
mocniej niż karabin żołnierz,

przechyl, przekręć się, przykucaj,
wystrzel w górę i PRZERZUCAJ!”

Jak trzasnęło! Jak zagrzmiało!
Aż MNIE w krzyżu zabolało.

Patrzę wzrokiem przerażonym –
żyje chociaż ten rzucony?

A on wstaje bez zarzutu,
gotów przyjąć serię rzutów.

Więc dżudocy te ćwiczenia
powtarzają bez wytchnienia,

nie mitrężąc wcale czasu,
bo już, niczym żubry z lasu,

ciężkie, ale bardzo ważne,
pędzą walki. Chcesz wyraźniej

widzieć? Chętnie Ci pokażę.
Przyjrzyjmy się którejś parze.

Pierwszą z brzegu więc wybieram.
Czyżby to był syn trenera?

Rzeczywiście! Doskonale!
Obserwujmy zatem dalej.

Najpierw ukłon grzecznościowy,
a gdy tylko wzniosą głowy,

zaraz walczą tak zażarcie,
jakby w starożytnej Sparcie.

Zresztą popatrz – syn trenera
już na biodrze ma partnera,

chyżo nogi swe ugina,
i wystrzela jak sprężyna.

Jego partner, choć szybuje,
zwrot w powietrzu wykonuje.

I wybronił się – nie wierzę!
Teraz walczą już w parterze.

Syn trenera, bez wahania,
przejść próbuje do trzymania,

Lecz przeciwnik go unika,
i … już leży „na żółwika”.

Ciężko będzie go przewrócić,
trzeba znów do „stójki” wrócić.

Gdy już walk umilknie wrzawa,
pozostaje jedna sprawa.

Mianowicie pożegnanie.
Popraw pasa więc wiązanie,

by znów, tworząc równy szereg,
zniżyć głowę przed trenerem.

No i tak, jak to mówiłem,
trening Tobie przybliżyłem.

Oczywiście w dużym skrócie,
ale jeśli masz przeczucie,

że ten trening jest coś warty,
i nieprawdę mówią żarty,

zapraszamy Cię na dżudo.
Jestem pewien, że się „udo”!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.